Długo zastanawiałam się czy pisać Wam o tym, co mnie inspiruje. Czy kogokolwiek obchodzi jakie są moje motywacje do robienia fotografii? Jeśli niektórych z Was interesuje skąd się biorą pomysły, kto lub co wywiera na mnie wpływ i jakim dzięki temu jestem człowiekiem to proszę, czytajcie dalej. 

Moje działania związane z fotografią są nieprzypadkowe i poparte świadomymi wyborami. Nie wszyscy wiedzą, że fotografia w moim życiu to nie przypadek w postaci aparatu po dziadku, czy dotacji na sprzęt fotograficzny. To świadomy wybór, który kształtuje mnie od lat. 

Pamiętam jak kiedyś, jeszcze w czasach gdy studiowałam fotografię, zadano mi pytanie: „dlaczego fotografuję?”. Nie umiałam odpowiedzieć. Mierzyłam się potem z tym pytaniem wielokrotnie: kiedy traciłam wiarę w swoje możliwości fotograficzne lub zderzając się z prawami rynku fotograficznego, który często próbuje mi udowodnić, że może jednak nie warto. Dziś wiem, że odpowiedź na to pytanie jest tak samo trudna jak kiedyś. Może przygotuję niebawem o tym osobny post. Teraz mogę tylko napisać puentę będącą najbardziej świadomym wyznaniem na jakie mnie stać: nie mam pojęcia dlaczego fotografuję. 

Fotografia jest ze mną ponad dwadzieścia lat. Zmusiła mnie do tak szczegółowego przetwarzania niektórych odczuć i przeżyć, które pewnie nie byłyby dla mnie istotne gdybym zajmowała się jakąś inną dziedziną. Inspiracje do fotografii znajduję wszędzie. Czasem denerwuję się, że coś zajęło moją uwagę i próbuję mimowolnie przekładać to na język fotograficzny: przeżycia, rozmowy, ludzie, podróże, dźwięki, obrazy, muzyka…. Tam wszędzie jest dla mnie fotografia. To powoduje, że czasem w mojej głowie jest kocioł z mnóstwem chaosu. Często wyłączam internet, telewizor, zostaję w domu… Ale to wszystko żyje we mnie. To chwila kiedy zadaję sobie pytanie, kto mnie inspiruje w fotografii mimo wszystko. Kto jest zawsze ważny, do kogo lub czego mogę wrócić gdy chaos wizualny i fotograficzne trendy mieszają mi w głowie. 

Wtedy spoglądają na mnie w mojej wyobraźni na przykład postaci z obrazów Rembrandta. Fascynuje mnie świeżość z jaką ten malarz obserwował i malował światło. Urzeka mnie nastrój jego dzieł. Mimo ich odległej i klasycznej formy są ponadczasowe. Inspirują mnie do niemal każdej fotografii którą robię. 

Kolorem rzuca we mnie Henri Matisse. W jego obrazach jest coś szarpiącego moją duszę, niepokojącego, tragicznego i pięknego jednocześnie. 

Słyszę fortepian Hani Raniszewskiej. To młoda artystka, którą odkryłam kilka lat temu i od razu zdominowała moje wszystkie listy muzyczne. Inspiruje mnie do poszukiwania większej ilości niuansów w światłach i cieniach na moich fotografiach. Cały czas jestem pełna podziwu, że można z tak wielką wrażliwością dotykać klawiszy fortepianu i tworzyć wyjątkowe, subtelne muzyczne tony.   

No i oczywiście fotografia. Oglądam jej czasem bardzo dużo. Potem, miesiącami, specjalnie nie oglądam nic. Ale zawsze w mojej głowie widzę poezję stonowanych kolorów i głębokich spojrzeń w fotografiach Annie Leibovitz. Jej zdjęcia są znakomicie przemyślane, proste i przez to wyjątkowe. 

Zawsze ujmuje mnie czułość jaką miał Peter Lindbergh do swoich modeli. Urzeka mnie w zdjęciach robionych przez niego, miłość i zachwyt  do każdej postaci, którą fotografuje. Widać w jego zdjęciach, jak ważna jest w tej dziedzinie relacja pomiędzy osobą fotografowaną i fotografującym. 

Mentalnie klękam przed fotografiami Margaret Cameron, która była moim pierwszym odkryciem fotograficznym i jest bezwzględnie największą inspiracją. Nie jest bardzo znaną fotografką. Tworzyła w XIX wieku. Zaczęła fotografować dość późno: dobiegała pięćdziesiątki, kiedy dostała pierwszy aparat fotograficzny. To ona najbardziej mnie zainspirowała do robienia portretów fotograficznych wykorzystując inspiracje malarstwem. W portretach, które robiła jest mnóstwo psychologii i delikatności. Niektóre ujęcia jej modeli przywodzą na myśl sceny duchowe i postaci świętych. Ujmują mnie portretowane przez nią kobiety, które mają ponadczasowe rysy twarzy w naturalnym światłocieniu. Malarski efekt fotografii uzyskany był dzięki technice kolodionu. To jedna z pierwszych technik fotograficznych. Wspaniały efekt wynikał, patrząc z perspektywy naszych czasów, z niedoskonałości technicznych ówczesnej fotografii. 

Radary w mojej głowie stale pracują. Szukają, przetwarzają, wyrzucają gotowe obrazy, które tylko muszę sfotografować. Rzeczy które oglądam, doświadczam, przeżywam powodują, że z jednej strony nie stoję w miejscu, a z drugiej pamiętam o tym co jest w fotografii najważniejsze. Są zapalnikiem do działania i kopalnią możliwości. Moje inspiracje czasem pozwalają błądzić, wchodzić na wizualne mielizny, których jest tak wiele ale potem szybko otwierają się właściwe drzwi. Przypominają jaki kierunek jest najważniejszy i nie pozwalają ocierać się o rutynę.